Przepis na Zupę Pana Kleksa | Magiczna Uczta dla Dzieci

Przepis na Zupę Pana Kleksa

Kiedy kuchnia staje się Akademią

Pamiętam jak dziś, kiedy mama czytała mi „Akademię Pana Kleksa”. Leżałem pod kocem, a jej głos przenosił mnie do świata, gdzie piegi można było zbierać do woreczka, a na obiad jadało się kolorowe szkiełka. To właśnie te kulinarne opisy fascynowały mnie najbardziej. Zupa, która każdego dnia miała inny kolor i smak? Coś niesamowitego! Po latach, kiedy sam zostałem rodzicem i odkopałem zakurzony egzemplarz Brzechwy, wiedziałem jedno. Musimy spróbować tego w domu. I tak właśnie narodził się nasz domowy, trochę chaotyczny, ale absolutnie magiczny przepis na zupę pana kleksa.

To nie jest zwykły przepis. To zaproszenie do wspólnej zabawy. Zapomnijcie na chwilę o idealnie pokrojonych warzywach i nieskazitelnie czystym blacie. W kuchni Pana Kleksa liczy się fantazja, radość i odrobina bałaganu. Pokażę Wam, jak z prostych składników wyczarować coś, co nie tylko świetnie smakuje, ale też opowiada historię i buduje wspomnienia. To będzie nasza kulinarna przygoda, pełna śmiechu i… pewnie kilku kleksów na podłodze.

Gotowanie z dziećmi to czasem wyzwanie, nie będę kłamał. Ale radość na ich twarzach, kiedy mogą same wrzucić groszek do garnka albo zamieszać zupę „magiczną” chochlą, jest bezcenna. To coś więcej niż posiłek, to lekcja kreatywności i sposób na budowanie zdrowych nawyków. W końcu, co może być lepszego niż zjedzenie zupy, którą samemu się uwarzyło? Przygotujcie się, bo zaraz nasza kuchnia zamieni się w prawdziwą Akademię.

Nasza rodzinna receptura na kleksową magię

Żeby stworzyć własną, niepowtarzalną zupę, potrzebujemy kolorów! Im więcej, tym lepiej. Kluczem jest różnorodność, bo każde warzywo to inny „pędzelek” w naszej kulinarnej palecie. Poniżej znajdziecie listę składników, która u nas sprawdza się najlepiej, ale pamiętajcie – to tylko punkt wyjścia. Prawdziwa magia zaczyna się wtedy, gdy dodacie coś od siebie.

Co wrzucamy do magicznego garnka?

  • Łyżka oleju, takiego zwykłego, rzepakowego
  • 1 cebula, posiekana w kostkę (u nas to zadanie dla taty, bo nikt nie lubi płakać)
  • 2 ząbki czosnku, które mój syn uwielbia rozgniatać płaską stroną noża
  • 2 marchewki, pokrojone w kostkę – znikają jeszcze przed gotowaniem
  • 1 pietruszka, korzeń, też w kostkę
  • Kawałek selera, tak na oko, powiedzmy 1/4 bulwy
  • 1 papryka, najlepiej czerwona albo żółta, żeby było wesoło
  • Szklanka passaty pomidorowej, a jak nie macie, to krojone pomidory z puszki też dadzą radę
  • Około litra bulionu warzywnego (czasem daję rosół z wczoraj)
  • Pół szklanki zielonego groszku, mrożony jest super
  • Pół szklanki kukurydzy z puszki
  • Wielka garść świeżego szpinaku, który magicznie znika w zupie
  • Sól i pieprz, do smaku i wedle uznania małych kucharzy
  • Coś ekstra: makaron w kształcie literek, żeby można było układać słowa na talerzu, i świeża natka pietruszki.

Jak to wszystko połączyć? Czyli chaos kontrolowany

  1. W dużym garze, takim co pomieści całą naszą magię, rozgrzewamy olej. Wrzucamy cebulę i smażymy, aż zrobi się taka szklista i pachnąca. Po chwili dorzucamy czosnek, ale tylko na moment, żeby się nie spalił i nie zrobił gorzki.
  2. Teraz czas na twardsze warzywa: marchewka, pietruszka i seler. Mieszamy i podsmażamy z 5-7 minut. To jest ten moment, kiedy w domu zaczyna pachnieć niedzielnym obiadem u babci.
  3. Chlustamy passatą i bulionem. Mieszamy, doprowadzamy do wrzenia, a potem skręcamy ogień. Przykrywamy garnek i dajemy warzywom jakieś 15-20 minut, żeby sobie spokojnie zmiękły.
  4. Kiedy marchewka jest już prawie dobra, dorzucamy resztę kolorów: paprykę, groszek i kukurydzę. I na sam koniec, wielką garść szpinaku. On zwiędnie w mgnieniu oka, to naprawdę wygląda jak czary! Gotujemy jeszcze chwilkę, z 5 minut wystarczy.
  5. Próbowanie! Najważniejszy etap. Dajemy dziecku małą łyżeczkę (po ostygnięciu!) i pytamy, czy trzeba dodać szczyptę soli, czy może odrobinę pieprzu. To sprawia, że czują się masakrycznie ważne.
  6. Podajemy gorącą, z makaronem i posypaną zieleniną. U nas obowiązuje zasada, że każdy sam dekoruje swoją miskę.

Pamiętajcie, bezpieczeństwo przede wszystkim. Gorący garnek to strefa dla dorosłych. Ale już mieszanie, dodawanie składników (tych zimnych) czy dekorowanie to idealne zadania dla małych pomocników. Niech wąchają, dotykają i smakują – tak rodzi się miłość do dobrego jedzenia.

A co, jeśli Kleks miałby dziś inną fantazję?

Najlepsze w tej zupie jest to, że nie ma jednej, słusznej wersji. To pole do eksperymentów! Mój syn na przykład przechodził fazę nienawiści do pomidorów. I co? Zrobiliśmy wersję bez nich. Nasz przepis na zupę pana kleksa bez pomidorów opierał się na dyni i słodkim ziemniaku, które dały piękny, pomarańczowy kolor i kremową konsystencję.

Można też zrobić wersję wegetariańską, a nawet wegańską. Wystarczy, że zamiast rosołu użyjecie bulionu warzywnego, a dla białka dorzucicie czerwoną soczewicę albo ciecierzycę. Soczewica rozgotowuje się i zagęszcza zupę, więc to super patent. Czasem, gdy fantazja poniesie nas w zupełnie inną stronę, na stole ląduje kremowa zupa z białych warzyw, a innym razem, ku zdziwieniu dzieci, nawet zupa brukselkowa.

Wyprawa do warzywniaka może zamienić się w misję „Tęcza na talerzu”. Dajcie dziecku zadanie: „Znajdź mi coś czerwonego, coś żółtego i coś zielonego”. Buraki, bataty, brokuły, zielona fasolka – wszystko się nada! Tłumaczycie przy okazji, że marchewka jest dobra na oczy, a szpinak daje siłę jak Popeye. Nauka przez zabawę w najczystszej postaci.

Urodziny w stylu Akademii? Czemu nie!

Organizowaliśmy ostatnio urodziny córki i motywem przewodnim była oczywiście Akademia. I powiem Wam szczerze, że zupa z wielkiego gara zniknęła jako pierwsza. Dzieciaki miały frajdę, mogąc same sobie nakładać dodatki: grzanki wycięte w kształcie gwiazdek, starty ser czy prażone pestki słonecznika. Taki prosty przepis na zupę pana kleksa może stać się prawdziwym hitem każdej imprezy.

Możecie pójść o krok dalej. Zorganizujcie warsztaty kulinarne. Każde dziecko dostaje swoją miseczkę z pokrojonymi warzywami i samo komponuje „bazę” do swojej zupy (którą potem Wy, dorośli, zalewacie gorącym bulionem). Można też zrobić konkurs na najbardziej kolorową miskę. Farby na ścianach, kleksy z zupy na stole, ale uśmiechy od ucha do ucha – to się liczy! Wspólne czytanie fragmentów książki przy jedzeniu tylko podkręci klimat.

Taka impreza to coś więcej niż jedzenie. To doświadczenie. To wspomnienia, które zostaną z dziećmi na długo. A jeśli szukacie inspiracji na dania o bardziej uroczystym charakterze, to powiem w sekrecie, że czasem na specjalne okazje sięgamy po przepis na barszcz Magdy Gessler, choć to już zupełnie inna bajka i poziom wtajemniczenia.

Nie chodzi o zupę, chodzi o wspomnienia

Mam nadzieję, że ten nasz domowy, odrobinę zwariowany przepis na zupę pana kleksa zainspirował Was do działania. Nie bójcie się eksperymentować i tworzyć własnych wersji. Może Wasza będzie fioletowa od buraków, a może zielona od brokułów? Każda będzie wyjątkowa, bo będzie Wasza.

Pamiętajcie, że w tym całym gotowaniu najpiękniejsze są te chwile spędzone razem. Ten bałagan w kuchni, te umorusane buzie i duma w oczach dziecka, które mówi: „Sam to zrobiłem!”. To jest prawdziwa magia. Smacznego i dobrej zabawy!